Grażyna Wnuk (Prezes): 500 481 405
Paweł Goleman (Zawadka): 607 062 886
kontakt.skpb.lublin@gmail.com

XLII Rajd Beskid Niski: Relacja (Trasa II)

XLII Rajd Beskid Niski: Relacja (Trasa II)

W dniach 15-18 października odbył się XLII Rajd Beskid Niski. Jedną z trzech tras była nasza kameralna (bo siedmioosobowa) trasa druga.

            Zaczęliśmy od wyjazdu o nieprzyzwoicie wczesnej porze – 5 rano! – z Lublina przez Rzeszów, Sanok, Komańczę, do malowniczej wsi Zyndranowa, mieszczącej się tuż przy granicy polsko-słowackiej. Już od Komańczy zdawało się że pogoda zaczęła się poprawiać, jednak niestety na przystanku przywitał nas deszcz. Leniwe przepakowywanie. Nerwowe poszukiwania czegoś od deszczu. Widać, że wszyscy rajdowicze odwykli nieco od chodzenia, ale spokojnie – jeszcze się rozkręcą.

            Pierwsze podejście ciągnęło się niemiłosiernie. To za mokro, to za gorąco, to za ślisko, to za stromo. Na szczęście w rejonie Czerwonego Horbu pogoda i nastawienie zaczęły się stabilizować. Tu też zrodził się pomysł rejestrowania naszych tras na Endomondo. Ot! Technika wkracza na rajd. Dalsze delikatne zejście do Lipowca przebiegło już gładko we wspaniałej, różnobarwnej scenerii beskidzkich bukowych lasów. Ponadto co poniektórzy uczestnicy zaczęli, jak to określili sami, „łapać grzyba”. W morowych (o jakie fajne słowo 😀 ) nastrojach jęliśmy schodzić na cerkwisko w Lipowcu. Salamandra zagrodziła nam niestety w połowie drogę i pod taką presją i naciskiem kilku uczestników przejścia zjechało na d… pośladkach. Na szczęście złapane grzyby i ekwipunek nie ucierpiały.

            Po krótkim pobycie na cerkwisku w Lipowcu i przybliżeniu sobie ciekawej historii tego, onegdaj ruchliwego i gwarnego, a dziś niemal zupełnie wymarłego miejsca, ruszyliśmy dawnym Traktem Węgierskim wzdłuż rzeczki Bełcza w kierunku Jaślisk, gdzie czekał nas pierwszy i drugi nocleg.

Fot. Magdalena Wójtowicz

Fot. Magdalena Wójtowicz

            Jaśliska to miasto. Nie – wróć. To KIEDYŚ było miasto. Dziś to zapomniana zupełnie, leżąca na uboczu wieś. Z czasów świetności niewiele, prócz dużego rynku z ratuszem i okazałego kościoła obok, pozostało. Gdy zeszliśmy, już powoli zmierzchało. Wszystko wokół było wymarłe, tylko cudowny zapach piekarni wnosił coś niesamowitego w tę senną atmosferę.     Wieczorem jeszcze seans „Wina Truskawkowego”, czyli filmu, który w całości był kręcony właśnie tu – w Jaśliskach, choć przez scenarzystę przemianowanych na Żłobiska.

            Drugiego dnia, późno, bo dopiero o 10 rano, opuściliśmy gościnne mury jaśliskiego schroniska „Zaścianek”. Najpierw w kierunku szkoły, potem na grzbiet i na azymut, byle na Kamień nad Jaśliskami. Całe 856 m.n.p.m. Pierwsze podejście polami, we mgle z wiatrem, który wdzierał się w każdą odkrytą część ciała. Brrr… Nic fajnego. Po osiągnięciu granicy lasu, zrobiło się ciekawiej. Wiatr osłabł, za to mgła się wzmogła. Dobrze, że wiedzieliśmy, żeby iść pod górę. Po dłuższym czasie osiągnęliśmy miejsce, w którym znajdowały się relikty dawnego kamieniołomu na stokach tej góry. Nie pierwsze tego dnia, jak się potem okazało. Na wierzchołku postój. Pamiątkowe zdjęcia, takie poważnie i niekoniecznie poważne 🙂 Potem podeszliśmy jeszcze na pobliską granicę ze Słowacją, gdzie wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej.

Fot. Magdalena Wójtowicz

Fot. Magdalena Wójtowicz

Fot. Magdalena Wójtowicz

Fot. Magdalena Wójtowicz

     Teraz na dół. Mgła zaczęła powoli ustępować, co przy jesiennych kolorach w rozsianych na stokach dawnych kamieniołomach dawało efekty rodem nie z tej ziemi. Nasze wysiłki zostały wreszcie należycie wynagrodzone. Następnie trasą awangardową – bez szlaku – powoli schodziliśmy w kierunku wspomnianego wcześniej Traktu Węgierskiego. Była to historyczna trasa handlowa, wiodąca z Polski na Węgry, z pominięciem dziś popularnej przełęczy Beskid nad Barwinkiem, lecz właśnie przez Jaśliska i Lipowiec i dalej przez Przełęcz Beskid nad Czeremchą aż do Medzilaborców. Współcześnie trasa ta jest niemal całkowicie zapomniana, do dziś nawet nie ma na niej asfaltu. Przy trakcie zatrzymaliśmy się na 15 minut na słonecznej nadbełczańskiej łączce, które ze względu na nasze słodkie lenistwo szybko przekształciło się w 45 minut. Później już tylko zostało nam dojście do spania w Jaśliskach.

            Ostatniego dnia czekało nas tylko przejście na zakończenie naszego rajdu w Zawadce Rymanowskiej. Początkowo plany były ambitne, jednak nieambitna pogoda pokrzyżowała je nam i przeszliśmy najprostszą i najłatwiejszą możliwą trasą przez Przełęcz Szklarską. Tego dnia znów konsekwentnie (przynajmniej na początku) trzymaliśmy się Węgierskiej Drogi. Przy okazji przechodząc przez dawny PGR, czyli Państwowe Gospodarstwo Rolne w Szklarach. Niemego, dogorywającego świadka ostatniej jak do tej pory próby ucywilizowania tej części Polski. Udanej czy nie, ocena jest naszą sprawą. Na pewno niebawem będą kolejne próby cywilizowania tych miejsc, ale co do nich to już mam naprawdę mieszane uczucia. Czasem dobrze, jak kawałek naszego świata jest głęboko zakorzeniony w przeszłości i niekoniecznie dobrze jest to zmieniać.

            Również w Abramowie leżącym tuż nad Zawadką znajdował się PGR. Mogliśmy z naszej ścieżki zobaczyć dość przerażający efekt hodowli barszczu Sosnowskiego, który w tym miejscu rozprzestrzenił się i rozrósł na olbrzymim areale. Kolejny „udany” prezent od Związku Radzieckiego, który negatywnie wpływa na naszą rzeczywistość nawet dziś. Z Abramowa już asfaltem zeszliśmy wprost do naszej chałupy, gdzie odbyła się kosmiczna (jak zawsze na naszych rajdach) impreza. A jak na niej było? To już każdy z uczestników wie najlepiej sam. Jeśli Wy chcielibyście się przekonać to zapraszamy serdecznie na kolejne nasze bieszczadzkie i beskidzko-niskie edycje 🙂

Fot. Magdalena Wójtowicz

Fot. Magdalena Wójtowicz

 

            Po słowie:

            Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom trasy drugiej: Magdzie, Oli, Marzenie, Bartkowi, Patrykowi i Sebastianowi, bez których nie byłoby tak wspaniałej przygody. Byliście wspaniałą ekipą i nie wyobrażam sobie kolejnych rajdów bez Was, kochani.

            Wielkie dzięki również dla pozostałych chłopaków prowadzących 1 i 3 trasę – Marka i Andrzeja. Szymona, Ani i innych członków koła za wsparcie w przygotowań do rajdu. Wybaczcie, że wszystkich nie wymienię z imienia. Dziękuję wszystkim rajdowiczom. Podtrzymujmy razem piękne tradycje rajdowe. Do zobaczenia już na jubileuszowych 50 Bieszczadach! HOWK

 

                                                                                                          Janek Szajowski

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.