Iran (2013)
Poniżej znajdziecie pierwszą część relacji z wyjazdu do Iranu, której autorem jest Golek. Całość relacji można przeczytać na osobistym blogu Golka – linki do poszczególnych części znajdziecie na dole strony.
Kaszan. Iran w odcinkach cz. I
Wiele lat zbierałem się do Iranu. Dwa lata temu podróżując po tureckim Kurdystanie tęsknie patrzyłem na tablice kierujące na Tabriz. W końcu się udało. Przylecieliśmy w czwórkę: Justyna, Edyta, Marcin i ja. Pegasusem z Lwowa z międzylądowaniem w Stambule. Lądujemy około 3 w nocy. Godzinę zajmuje nam uzyskanie wizy ( 50Euro ). Kolejną godzinę odprawa paszportowa. Bierzemy taksówkę, która dowozi nas do kursowego autobusu jadącego z Teheranu do Kaszan. Autobus jest klasy VIP. Mniej foteli w rzędzie i mniej rzędów. Można jechać niemalże na leżąco i oczywiście spać. Przed nami około 200 kilometrów. Cena zacna, całe 6 zł. Można się załamać, jak się to porówna do standardu i ceny polskiego PKS. W międzyczasie jeszcze poczęstunek: soczek i ciastka. A my odsypiamy.
Zamysł był taki, by pominąć na początek Teheran i ruszyć od razu na południe. Stąd wybór nieodległego i ciekawego miasta Kaszan. Hotel, z uwagi na wymagania wizowe, mieliśmy wstępnie zarezerwowany. Khane Eshan Hotel. Położony w starym, tradycyjnym domu z rewelacyjnym dziedzińcem. 12$ za osobę ze śniadaniem. Dziś nasz plan jest prosty. Spać. Temperatura w cieniu przynajmniej 35 stopni. A październik za pasem. Śpimy, nad nami kołysały się dojrzewające granaty 😉
Zatem wracamy, dołączając do reszty sjestowiczów. Bliżej wieczora ruszamy znów. Tym razem już jakby gwarniej.
Nie sposób nie zachwycać się miejscową architekturą.
Na bazarze otwarte tylko stoiska z artykułami pierwszej potrzeby. Czyli chociażby dywan.
My zaś musimy szybko nauczyć się miejscowych cyfr. Wbrew pozorom nie jest to takie trudne, a przydatne bardzo.
Długo szukamy jakieś miejscowych knajpy. Nie ma i nie ma. W końcu jest. Prawie jak na dworcu w Lublinie. Kebab w bułce. Albo pizza. O rety. No nic. Liczymy, że dalej będzie już lepiej. Kończymy wizytę w bazarze.
Idziemy spać. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie w naszym hotelu.
Do południa zajęła nam wycieczka w Abyaneh, ale to w kolejnej opowieści będzie. Wracamy na godzinę dwunastą. Upał straszny, ale chcemy jeszcze zobaczyć miasto. Zaczynamy od meczetu i medresy Agha Bozorg.
Ciekawy, dość surowy w wyglądzie. A od zaplecza – najprawdziwsze boisko do siatkówki.
No tak, to przedszkole.
Piękne, prawda? Lucky Luck w Iranie.
Jedna z głównych sal – znaczy się zapewne salon.
Zadzieramy wysoko głowy by podziwiać sufit zdobiony zjawiskową sztukaterią i szkłem.
Trochę tych pokoi jest.
Obok domu oczywiście meczet.
Esfahan – wstęp
Esfahan – meczet Imama
Esfahan – plac Imama
Esfahan – meczet szejka Lotfollaha
Esfahan – bazar i okolice
Esfahan – meczet Jameh
Esfahan – katedra Vank
Esfahan – mosty
Sziraz
Sziraz – meczet Sajeda Alladina
Sziraz – meczet Nasir-ol-Molk
Persepolis
Pustynia Lut – Kaluts
Jazd
Jazd – meczet piątkowy i stare miasto
Meybod
Chak Chak
Kharanaq
Qom
Teheran